Blog o życiu wewnętrznym

środa, 21 lutego 2024

Prawdziwe Kinmokusei było dawno w tobie.



Szukasz zapachu który cię ukoronuje. Niezwykłego i owianego tajemnicą. Szukasz go przez lata i czekasz aż będziesz mógł go powąchać.

Wreszcie docierasz do zapachu i trzymasz go w rękach, i wtedy okazuje się że pachnie...

Jak to z czym się identyfikowałeś przez te wszystkie lata, kiedy nawet jeszcze nie wiedziałeś, że będziesz go szukać.


Jeśli jesteście na moim blogu od początku lub też ogólnie "złapaliście" o co chodzi z nazwą Sailor Starbreaker, możecie wiedzieć już, o czym będzie ten wpis. Dla tych, dla których i moja nazwa bloga i tytuł wpisu pozostają niewyjaśnionym nawiązaniem - kilka słów wstępu.

Moja nazwa jest analogią do nazw Trzech Gwiazd z mangi i anime Czarodziejka z Księżyca. Obecne tam postaci: Sailor Starfighter, Sailor Starmaker oraz Sailor Starhealer; w moim umyśle dokonały fuzji z nazwą piosenki zespołu Judas Priest: Starbreaker, i stąd wziął się Sailor Starbreaker.





Obydwie te rzeczy (Czarodziejka z Księżyca i Judas Priest) to jedne z moich ulubionych.











W fabule zarówno komiksu, serialu jak i musicali (które uwielbiam!) Trzy Gwiazdy pochodzą z planety Kinmokusei, a na Ziemi pojawiły się w poszukiwaniu ich zaginionej księżniczki: Kakyuu.



Kinmokusei to przede wszystkim nie tylko nazwa planety, ale nazwa rośliny - kwitnącego drzewa osmantusa, zwanego też po polsku wończą. W Japonii ta gra słów ma sens fonetycznie przez część słowa "sei" którą stosuje się też w nazwach ciał niebieskich, jednak jest to inny znak kanji. Natomiast do samej rośliny nawiązuje sam wygląd księżniczki Kakyuu - ozdoby w jej włosach przedstawiają właśnie kwiat kinmokusei, a w wersji czarodziejki trzyma gałązkę tych kwiatów w dłoni.






Piosenki w musicalach, śpiewane przez Trzy Gwiazdy miejscami zahaczają mocno o temat zapachu - tak też dosłownie śpiewają, że poszukują ZAPACHU - kwiatowa księżniczka symbolizująca zapach jest jednocześnie ostatnią pozostałością ich planety, można więc założyć że ten zapach można zrównać z bardzo wielką kwestią powrotu do domu czy w ogóle odzyskania siebie (do tej myśli zaraz wrócę).





Finalnie księżniczka odnajduje się w kadzielniczce, co mi się bardzo podobało i nadal - obracamy się w sferze węchowej, nie mówiąc już o powracającym w moim kontekście temacie kadzidła.



Naturalnym jest że to, jak faktycznie pachnie kinmokusei bardzo mnie interesowało, a z braku możliwości wyjazdu do Japonii szukałem substacji kinmokusejowych, które by mogły mi to substytuować.

Wydawało mi się, że nie znając tego zapachu pomijam bardzo ważną część fabuły - bo jak myśleć o tym, jak japończycy widzą zapach kinmokusei, nie wąchawszy go nigdy? Nawet jeśli zapach kinmokusei to metafora, ja i tak chciałem znać go dosłownie.



Pierwszą substancją kinmokusejową były u mnie perfumy stałe z Szanghaju. Było to jedyne, co mogłem zdobyć, a ponieważ na okładce miało osmantus, zakupiłem je.

Zapach okazał się być kompozycją osmantusa, peonii i róży, więc wiedziałem, że choć jest ładny, chybiłem - to nadal nie to samo.


Marzenie o kinmokusei pozostało, aż do czasu gdy Emi (Youtube: Ja Ci Dam Japonia, Sklep: Wabi Sabi Store) wprowadziła do swojego sklepu perfumowany krem mający być 1:1 jak kinmokusei. Zamawianie niektórych rzeczy nadal jest dla mnie barierą finansową ale w pewnym momencie już pomyślałem "teraz albo nigdy" i dokonałem zakupu. Był to jeden z kilku zakupów pod kątem spełniania marzeń - tegoroczna zima była obfita w esencjonalne starbreakerowe fanty.









W jednym miesiącu zbiegły mi się figurki, kadzielniczka (prezenty na święta od mamy i cioci), płyta Sagittarius, perfumowany krem (jedno i drugie zdobyte z Japonii), nowe wydanie mangi Sailor Moon i pojawienie się w internecie nowego filmu Cosmos. Trochę tak, jakby wszystkie te rzeczy w przeciągu kilkunastu dni były na jeden temat, i to tak wielozmysłowo - węchowo, słuchowo, wizualnie.

Na zdjęciach widzicie też gwiazdkę z koralików robioną przez moją koleżankę Kornelię. Gwiazdkę tą dostałem dawniej, niż resztę rzeczy na zdjęciu, ale teraz, gdy zrobiło się ich więcej, razem leżą w nowym "pudełku starlightowym".









Moje screeny z nowego filmu.

Opowiem coś o mojej płycie. Sagittarius to rewia z Takarazuki z 1994 roku. Jest to moja ulubiona rewia. Po pierwsze przez to, że jest jedną z pierwszych jakie udało mi się obejrzeć, w niskiej jakości zgrywanej z VHSu. Ale przede wszystkim faktycznie przypieczętowała chęć interesowania się Takarazuką - ponieważ oscyluje wokół tematu kosmosu i tego szczególnego nastroju będącego pograniczem aniołów i błyszczących gwiazdozbiorów. Dokładnie tego samego nastroju, jaki dają mi Starlights i Sailor Moon.

Płyta to właśnie piosenki z tej rewii, w lepszej jakości.









Źródło zdjęć: moje skany i screeny, bardzo było to dla mnie ważne zeskanować to.


Autorka Sailor Moon, Naoko Takeuchi jest fanką Takarazuki i styl z rewii widać w postaciach Sailorek a w szczególności Starlights. W ich przypadku jest to jeszcze obecne w tym, że odgrywają one męską rolę na Ziemi, jednocześnie będąc senshi, a więc osobami afab.

Związki Sailor Moon i Takarazuki są obecne w kilku innych momentach - Naoko przedstawia w notatkach Sailor Uran i Neptun jako występujące w Takarazuce (ten pomysł nigdy jednak nie znalazł faktycznego przedstawienia w serii tj. nie pojawił się nigdzie poza komentarzami do szkiców - ale ich rola jako archetypu otokoyaku i musumeyaku jest wyraźna).



W anime natomiast Rei przedstawiona jest jako posiadająca magazyny z zdjęciami aktorek z Takarazuki. 





Źródło screenów i szkiców wyżej: https://shiningmoon.com.pl/

Pojawienie się Starlights można widzieć jako pociągnięcie pomysłu z senshi-otokoyaku jeszcze dalej, niż w przypadku Urana - tym razem nie tylko prezentują się męsko, ale dosłownie odgrywają taką rolę społecznie.




W musicalach Sailor Moon role Starlights odpowiednio powierza się kobietom, współcześnie także dosłownie aktorkom z Takarazuki, przechodząc do musicalu gdzie wszystkie role są już kobiece - jest to zgodne z wolą autorki.

Biorąc te kilka szczegółów pod uwagę a następnie patrząc na kostiumy przykładowo właśnie z Sagittariusa można więc założyć, że to, co w latach 80 i 90 prezentowała sobą Takarazuka mogło wpłynąć na pewną warstwę designu i rozumienia postaci Sailor Moon. Co prawda Sagittarius z mojej płyty akurat miał swoją premierę już po premierze Sailor Moon jako takiej - ale jeszcze kilka lat przed pojawieniem się łuku fabularnego Stars. Pamiętajmy jednak że nie jest on jedyną rewią prezentującą ten styl wizualny - na przykład te opaski na czoło są wręcz sztandarowym akcesorium w strojach z rewii. Trudno więc upatrywać tu jednej rewii która mogła wpłynąć na Naoko, bo było ich naprawdę dużo. Do tej pory niektóre zabiegi wizualne są tam takie same - Takarazuka ma swój konkretny styl, który kontynuowany jest przez lata.







Żródło zdjęć: zeskanowane przeze mnie.


Zwróćcie uwagę: kosmiczny wygląd Starlights nawiązuje do rewiowego stroju z opaską, ale jednocześnie ziemski wygląd Starlights nawiązuje do tego garniturowego wyglądu, jaki otokoyaku najczęściej w przedstawieniach przybiera.






Ja sam zostałem fanem Takarazuki dosłownie za sprawą Sailor Moon i powyższych nawiązań, więc w moim mózgu są to już klimaty sprzężone i nierozdzielne. Wydaje mi się, że można by zrobić o Starlightach całą rewię, i było by to bardzo na miejscu. Zresztą - napiszę jeszcze o Takarazuce cały wpis.

Jest to mój główny special interest w ostatnich kilku latach i dość mocno wpływa na różne aspekty mojego czucia, utrzymując nastrój i poczucie sensu, dlatego tym bardziej dużo mogę o tym napisać.


Jest to też interesujące, że niejako powróciłem do zupełnego rdzenia moich zainteresowań i tego, jak od genderqueerowych postaci z Sailor Moon zaczęła się moja samoidentyfikacja i szukanie jej. Wydaje mi się że w zainteresowaniu Takarazuką jestem w dobrej relacji z sobą ale też z taką pewną esencją siebie, na tyle na ile w ogóle można mówić o istnieniu i esencjach czegokolwiek.




Źródła zdjęć:

https://threelights.net/gallery/

https://kageki.hankyu.co.jp/

https://plaza.rakuten.co.jp/ojinami/diary/201209290000/


Nie leżało to wcale daleko od tego, co już zdążyłem lubić, przez co czuję się trochę, jakbym lubił to od zawsze, ale po prostu dopiero od kilku lat umiał to znaleźć i dostać. Pewne było, że będę to lubił, jeszcze zanim miałem jakikolwiek plik.


I teraz wrócę do tematu kinmokusei.




Krem od Emi jest wyjątkowy, ale jeszcze bardziej niezwykłe jest to, że po powąchaniu jego zapach skojarzył mi się z... morelowym serkiem Bakuś.

Kto mnie zna, ten wie, jaką siłę ma to skojarzenie (uczyniłem z uniwersum bakusiowego mój special interest dawno temu, a Morelowy Pies był moim ulubionym bohaterem - avatarem).

Uważam, że ten wzruszający obrót sprawy bardzo dobrze odzwierciedla pewien fakt.

Nazwijmy to śmiechem losu, koincydencją mimo woli.

Niezależnie jak bardzo niezwykłe chcesz odkryć rzeczy, i tak wracasz do tego, co już masz w sobie i co było z tobą przez cały ten czas, gdy obmyślałeś co jeszcze uczyni cię pełnym tobą.

To taki truizm ale bardzo, bardzo mnie bawią takie sytuacje, gdy coś pozornie materialnego i przyziemnego jak zapach faktyczny zaczyna mówić do mnie tym filozoficznym znaczeniem i nie przez jakieś górnolotne nawiązania ale przez... ulubiony serek morelowy. Wtedy czuję się taki ha, ha, ha. Tak jakby cały mój nurt ostatnich kilku lat nie był dokładnie tym.





W jednym z poprzednich wpisów pisałem o remoncie pokoju i przenoszeniu się do takiego, w którym mieszkałem jak byłem mały. Wydaje mi się że proces ten też jest jak to kinmokusei i serek.
Tyle lat myślałem że coś jeszcze wymyślę, a najlepiej poczułem się rekonstruując otoczenie, które było dla mnie pierwszym jakie zapamiętałem. Naprawdę lepiej się czuję po tej rekonstrukcji. Polegało to na tym, że pokój, który kiedyś był beżowy, na powrót został wytapetowany tym samym kolorem i meble wstawione tak jak stały. Plot twist z serii nie twistujących w ogóle. Tak jak ten zapach.

Jestem Franek i lubię morele, brzoskwinie... i kinmokusei. Teraz mogę to już powiedzieć.



Większość rzeczy, które zmienią twoje życie, już poznałeś.