Święta różne są moim special interestem. Mogę powiedzieć to śmiało. Tematyczne momenty, to coś, co sprawia, że żyję. Ostatnio jednak myślałem nad tym bardziej i dotarło do mnie że to po prostu coś, co pozwala mi wybudować sobie w głowie prawdziwą oś czasu, i mierzyć czas od określonego momentu do innego określonego. Dzięki temu wiem, że upłynął dany czas, bo znowu są święta, i znowu mogę robić to samo co rok temu.
Żyję w cyklu rocznym dużo bardziej niż dniowym, przez co żeby w rzeczywistości zrozumieć jakie są moje powtarzalne czynności, trzeba patrzeć właśnie na rozkład roku, a nie dnia. Chodzi na przykład o to, że dosłownie co roku robię jakby "dokańczanie" czegoś sprzed roku, obrazki z danej serii, skanowanie, przeglądanie czegoś - co robi się o tej porze roku, wtedy i właśnie wtedy. Obecnie nie jest to nawet świadome i często bezwiednie trafiam z czymś w dany tydzień wg. kolejności co też jest ciekawą rzeczą bo czasem sprawdzam datę i myślę sobie "łał, znowu". Wynika to najpewniej z tego, że w określonym tygodniu minęła określona ilość dni od poprzedniej "kalibracji czasu" pokroju poprzednich świąt i co za tym idzie moje myśli zdążyły odpłynąć o określoną ilość w bok - i tylko o nią.
Jeśli chodzi o wydzielone okresy świąteczne, uważam, że w pewnym sensie jest to jakiś umysłowy trans. Dlaczego tak to nazywam? Mogę być w zupełnie innym nastroju i folderze, ale gdy przychodzi okolica Święta Wiosny (mówię ogólnie, bo zależy z której religii to czerpać, u mnie w dzieciństwie była to Wielkanoc więc będę tak mówić, choć to dla mnie nazwa bardziej zwyczajowa niż oparta na religijności, zwłaszcza że niemal dosłownie jest potomkiem pozostałych świąt Wiosennych i nie istniała by, gdyby nie wcześniejsze Pesach i Jare Gody) i zrozumiem to, że właśnie nadeszło Święto (a może to właśnie kombo świąt - to daje to piękne poczucie, że one się toczą od tysiącleci), po prostu nagle - pewnego dnia - przełączam się w folder Wielkanocny, odgrzewanie folderów wielkanocnych sprzed lat i nie robię już na kilka dni nic innego, poza korzystaniem z tych folderów, co daje mi jakiś rodzaj przyjemności umysłowej, właśnie to, że wszystko co zrobię będzie nawiązywać do nich, i muszą minąć święta - te spotkania śniadaniowe, obiadowe itp. - żebym "wyszedł z transu" i wrócił do czegoś normalnego.
Specyfika korzystania z komputera i dzielenia swoich zainteresowań na foldery bardzo ładnie to ukazuje, bo chociaż działam tak od zawsze - odkąd mam komputer mogę mieć na to świetny przykład przestrzeniowy.
To jest przyjemność z tego, że mam limitowaną ilość materiału, z którą mogę coś zrobić lub nie, ale jeśli coś z nią zrobię, to jest super, więc coś robię. Zauważyłem, że momenty limitowanej ilości materiału działają na mnie najlepiej. Na przykład, gdy gdzieś wyjeżdżam i zabieram ze sobą tylko jakąś ilość przedmiotów, albo, jeśli miałbym korzystać z cudzego komputera, jakieś pliki na pendrivie. Posiadanie całego komputera trochę psuje efekt, zupełnie nie jest tym, o co mi chodzi. Radość, że na wakacje pojechała dana bluzka czy dany zeszyt, to jest niezastąpione i zostaje na zawsze. Kiedyś miałem batona, który przyjechał ze mną z wakacji, i potem wisiał na tablicy korkowej, a potem skanowałem go, i robiłem notesik w wzorki tego batona, który wziąłem na następne wakacje w tym samym miejscu. Następnie zrobiłem z tego zwyczaj i przywiozłem kolejnego nietypowego batona, co wzbogacało pulę wizualną. To jest właśnie mój sposób myślenia. To trochę tak, jakbym zbierał sample do stworzenia nowego remiksu na nowy rok, i podobnie jest z tymi wielkanocnymi folderami. Cały czas się rozbudowują - tak jakbym kupował nowe batony - ale jednak nadal sięgają korzeniami głęboko do zamierzchłych Wielkanocy sprzed lat, z których mam skany i które im starsze, tym lepsze. To, że obecne Wielkanoce są tak dobrze przeze mnie dokumentowane, napawa mnie też już jakimś rodzajem ekscytacji, ile będę miał do remiksowania w następnych latach.
Udało się. Przybliżyłem trochę o co mi chodzi z tymi świętami. Bardzo często inne osoby nie rozumieją, o co mi z nimi chodzi. Uważają że to dziwne, że się ekscytuje, bo w końcu Śniadanie z ludźmi to takie kiepskie, i w ogóle, trzeba być do ludzi, trzeba gadać z ludźmi, a jeszcze się rodzinę nieszczególnie lubi i takie tam. Ja natomiast zdaje się jedynie rozwijam sztukę remiksu i nawet z najbardziej nudnego spotkania rodzinnego mam mnóstwo pięknych rzeczy (pokroju: zdjęcie ładnego kubka czy potrawy) z czego potem zacieszam, jak głupi, i właśnie takie jest moje funkcjonowanie.
Mam poczucie że takie traktowanie Świąt jest mimo wszystko dla mnie bardzo dobre i bardzo mi umila czas, więc nie mam zastrzeżeń sam do siebie.
Idealne aktywności świąteczne to dla mnie patrzenie na obrazki i pocztówki albo pierdoły typu kurczaki, pisanki, dekoracje, bo one szczególnie są tylko w tym czasie roku, dlatego chcę na nie patrzeć odświętnie i mógłbym to robić w nieskończoność.
W tytule posta wspomniałem o kalibracji. To jeszcze jeden aspekt. Kalibruje sam siebie - tak jakbym sprawdzał, która godzina, żeby nastawić zegarek. Tak właśnie patrzę - że jest Wielkanoc - i nastawiam sam siebie na te same emocje, jakie odczuwałem kilkanaście lat z rzędu co roku. A ponieważ mam ten zwyczaj robienia remiksów ze wszystkiego, i niezależnie co się dzieje, przeżywania wewnętrznego ponad zewnętrznym - to te emocje były dobre, bo trudno, żeby emocje typu patrzymy na kurczaki, były złe. Dzięki temu mogę przy każdej okazji, każdych Świąt - z powrotem nastawić się na ten rodzaj myślenia.
Żadna magia świąt - raczej rachunek.
Spotkałem się z sytuacjami że ktoś naprawdę nie trawi świąt, bo właśnie wytrącają go z rutyny. To wszystko zależy od tego co ktoś przyporządkował jako rutynę. Ja mam akurat tak, że rutyną jest dla mnie ten cykl roczny. Dla kogoś innego może być koszmarem, przez to, że w ogóle istnieje rozróżnienie pór roku i etapów, i że każdy etap go wytrąca z poprzedniego. Dlatego nie mogę się wypowiadać za wszystkie osoby autystyczne, wręcz uważam, że mój sposób pojmowania jest w znacznej mniejszości. Proszę miejcie to na uwagę myśląc o innych osobach. Proszę nie WMUSZAJCIE w osoby tych Świąt. To że ja je lubię, nie mówi za nikogo. Mówi tylko coś o mnie, ale na pewno nie o społeczności, a wmuszanie Świąt w kogokolwiek kto po prostu ich nie obchodzi, może być jedynie destrukcyjne.
Jedną jeszcze kwestią jest moja religijność, bo ja tak mówię, o tym patrzeniu na kurczaki, jakby tylko nimi była Wielkanoc. Trudno mi mówić o religijności bo mając za sobą długi etap wypierania religii obecnie jestem na etapie uwielbiania wizualności i tematów religijnych ale syntetycznie. Na zasadzie, jak patrzeć, to na te kartki z estetyką biblijną też, bo super i wspomnienia z dzieciństwa (nostalgia... do gaju oliwnego... do palmy... do absolutnych mocy), ale pod wieloma względami wiem, że osoby traktujące religię jeszcze bardziej osobiście, moje jej traktowanie mogło by urazić, zwłaszcza gdy lubię kilka religii na raz. Ja naprawdę nie robię nic krzywdzącego. Uważam że można traktować tematykę biblijną symbolicznie bez orzekania, że miał w tym udział bóg fizycznie, i to jest cała kontrowersja. Święta jako aspekt kultury są tak głębokie i przepełnione wzbogacanymi od lat symbolami że nie ma sensu ograniczać ich całościowości do samego tego, czy tam był bóg czy go nie było, i skreślać je jeśli uważamy, że nie było, lub aprobować, jeśli uważamy, że był. Święta należą do ludzi - to też może brzmieć kontrowersyjnie, ale tak jest. Święta to system znaczeń, którego potrzebuje człowiek, żeby uświęcić swój czas, i tylko w swoim umyśle jest w stanie go uświęcić. Postaci o których wierzymy, że są historyczne, wżarły się w zbiorową świadomość z jakiegoś powodu - bo reprezentowały wartości które w danym okresie historycznym rezonowały z świadomością ludzką i robią to nadal. Pod tym względem uważam, że kwestia realności historii o jakich mówimy jest w zjawisku wierzeń najmniej istotną, bo historia i tak je urealniła, nawet jeśli jako przekaz. To tyle mojego mówienia o religii i mam nadzieję że trochę naprostowałem.
Generalnie cieszę się że doszedłem z sobą do takiego porozumienia bo etap kiedy czułem się nieupoważniony do lubienia religijnych kartek był trochę smutny, że nie czaiłem, że temat sięga daleko dalej niż sprawdzian podejścia do kościoła, i czułem się, jakby mi coś zabierano (właśnie tą nostalgię do palmy) przez to że odrzucam kościół. Z każdej sprawy można wyciągnąć coś dla siebie. Do swojego subiektywnego remiksu.
I tego wam życzę żeby każdy z was znalazł swój subiektywny remiks świąt na tegoroczną wiosnę. :) Pamiętajcie że możecie do mnie pisać i jeśli chcielibyście być w mojej grupie na Facebooku też dajcie znać, są spoko ludzie. Grupa powstała dwa lata temu właśnie przed Wielkanocą i początkowo miała być wspólnym świętowaniem - czego kto chce. Jednak obecnie jest głównie konwersacją messengerową. Na grupę za to wstawiam linki do rzeczy i obrazki których nie wstawiam gdzie indziej, więc jeśli ktoś chciałby mieć ze mną kontakt inny, niż ten blog i instagram, to to jest miejsce.
To taki luźniejszy i krótszy wpis, bo temat radosny, ale nie wykluczam że jeszcze jakiś w następne kilka dni powstanie.