Blog o życiu wewnętrznym

środa, 31 sierpnia 2022

To mózg, który potrzebuje tysięcy lat na zrealizowanie jednej myśli.


Najbardziej wspaniałą cechą historii jest to, że jest wspólna. Im bardziej odległa, tym bardziej jest wspólna - wspólna z ludźmi z mniej i bardziej dawnej historii.


Jest taki fragment tego odczucia który niezmiernie mnie fascynuje kiedy myślę np. o tym, jak starożytność była po równo interesująca dla osoby z XVI czy XVIII wieku, początku XX wieku czy zupełnie dziś, że te same inspiracje, nadzieje i marzenia przebiegały przez umysły odległych czasowo osób, że ta historia historią była już dawno, w czasach innej historii; że każdy kolejny wiek wpisywał się w nieustanny cykl powtórzeń, by na zawsze być już pamiętany. Jak niewyraźne echo wspólnej duszy, świadomości przenikającej wiele świadomości i tak naprawdę niewiadomej w całości dla nikogo - ale reinterpretowanej i reinkarnowanej tyle razy, aż na nowo przybierała formę, nawet nie taką jaką fizycznie na początku miała - za każdym razem inną, zależnie kto ją interpretował. Płynność. Przepływanie pomiędzy wydarzeniami. Rzeczy których nie sposób widzieć w teraźniejszości - ich kształty widać dopiero, patrząc wstecz.

Myśl o osi czasu i jej kształtach to jest poczucie łączności, którego nie daje mi żadne zainteresowanie teraźniejsze traktowane w wyjęciu z szerszego kontekstu. Zainteresowania teraźniejszą popkulturą gdy traktować je pojedynczo ograniczają się do osób, żyjących w momencie rozkwitu tejże popkultury. A tu pojawia się odczucie jakby duch danej rzeczy rozrósł się między pokoleniami, jakby w jego skład wchodziły całe warstwy wieków, wszystko było nieustannie mnożone i dzielone, informacja rozpływała się żyłami międzyludzkich powiązań.

Kultura jest informacją a jej nurt zależy od koryt jej przepływu wyżłobionych przez wieki.

Wydarzeń z przeszłości zawsze będzie więcej niż z teraźniejszości dlatego to z osobami przeszłymi mamy częstszy kontakt, niż z żyjącymi obecnie.

Pojedynczy człowiek nigdy niczego nie dokonał ale łącząc siły z wszystkimi warstwami osób, które trzymają go niewidzialnie za ręce z przeszłości i które same są przez dalszą przeszłość trzymane, zmienia rzeczywistość. To nie uduchowione gadanie, nie chodzi mi o żadną nadrzędną świadomość ale prosty fakt. Niczego nie wykonujemy samemu. Wszystko wykonujemy z pomocą narzędzi, wymyślonych przed wiekami, w sposoby, ustalone zanim się urodziliśmy. Były one modyfikowane nieskończoną ilość razy i my też je zmodyfikujemy, ale to tylko dokłada kolejną warstwę do warstwowca tworzonego wiekami. To tak jakby świadomość nie była tylko nasza, ale zaczęła się dawno temu a wraz z nami popłynie do wszystkich, którzy będą później. Nawet najbardziej pozornie niewnosząca nic do historii osoba pozostawia ślad w materii tej wspólnej świadomości. W czymś, co jest jak wspólny mózg w którym jesteśmy tylko rozbłyskami neuronów. Sieć informacji jest mózgiem.

Dobra, wiem że to banalne ale piszę to właśnie dlatego że czuję to jakoś emocjonalnie - przede wszystkim emocjonalnie; jest w tym coś co daje odczucie mrowienia wewnątrz i tego co realnie zdefiniowałbym jako coś fascynującego, dosłowny Powód do bycia zainteresowanym. Zainteresowanym wszystkim naokoło.

Bardzo często myślę sobie, że uwielbiam ludzkość, pomimo wszelkich wad. Ale kiedy myślę o ludzkości nie myślę o samej ludzkości z teraz, czy z kiedyś. Myślę o nieustannej współpracy dzisiaj z wczoraj i przedwczoraj. To przepływ uwielbiam. Strumień.

Kiedyś pisałem że czuję jakbym każdą rzecz robił wraz z sobą z wczoraj. Teraz większa myśl - czuję jakbym każdą rzecz robił z mnóstwem osób z przed przed przed wczoraj i ich jeszcze odleglejszych poprzedników.

Świadomość, że w żadnym szczególe istnienia nie jesteśmy samemu, że nie istnieje coś takiego jak samotność, pojedynczość i autonomiczność w realnym znaczeniu - wszystko wpływa na siebie - jest po równo wielka jak i uwalniająca. Nie ma w tym żadnego znaczenia czy wierzymy w coś czy nie. W jakimś sensie jesteśmy wysłannikami przeszłości. To pomniejsza naszą rolę, ale jednocześnie powiększa.

Każdy atom w naszym domu jest śladem czyjejś myśli dzięki której został przeniesiony i tkwi na swoim miejscu. Wydobyty z ziemi i złączony z innymi substancjami z innych miejsc. A to nawet jeszcze nie warstwa myślowa. Tysiące warstw martwych ludzi kreują teraźniejszość w dużo większym stopniu niż żywi i choćby przez tą świadomość nigdy nie będziemy sami.

Dlaczego lubię postaci i fabuły stanowiące nawiązania do wyrytych przez wieki schematów? Dlatego bo czuję, że są więcej niż tym, czym są. Są jedynie manifestacjami sił, które obecne były na każdym etapie rozwoju ludzkości.

Żadne dzieło nie powstało przez jedną osobę. Jedynym powodem, dla jakiego ludzkość tworzy, jest to, że uczestniczy w zaczętym dawno cyklu wzajemnej inspiracji.

Gdyby była nas ograniczona ilość i żylibyśmy wiecznie, nie moglibyśmy się inspirować w tak miliardkrotnej skali. To prawdopodobieństwo różnorodności decyduje o istocie nowych dzieł. Element losowy, który sprawia że konkretny człowiek modyfikuje zapoczątkowany dawno cykl powtórzeń na swój sposób.

Gdyby nie różnorodność kolejnych świadomości ludzkich i ich przemijanie, nie mogły by zaistnieć lawiny prowadzące do stworzenia konkretnych rzeczy.

To mózg, który potrzebuje tysięcy lat na zrealizowanie jednej myśli. Jak dawno zaczęła się myśl, którą dopiero my dokończamy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz