To odczucie towarzyszyło mi wielokrotnie. "Jakiś" - ująłem ogólnikowo, ale mam na myśli to, że na różnych etapach różnie definiowałem to "jakiś" i do różnych rzeczy dążyłem.
Czasami wydawało mi się, że muszę poczekać, aż miną mi stany lękowe. Czasami, aż miną mi natręctwa. Albo jak nauczę się kontrolować swój czas snu i życia, tak by nie zaniedbywać stanu umysłu. Albo aż pójdę do pracy, żeby nie musieć mówić, że nie mam pracy. Albo aż się wyoutuję w kwestii płci do dosłownie każdego kogo znam, żeby nikt, ale to nikt, nie był ZDZIWIONY (no bo jakże to zostawiać kogoś zdziwionym?). Albo aż nauczę się składać zdania tak, żeby nikt nie miał mi nic do zarzucenia; aż nauczę się rozmawiać tak żeby wybrnąć z każdego tematu. Albo nauczę się odpisywać ludziom na czas, tak, żeby jak już będę mieć blog a ktoś będzie mi coś komentował, móc mu odpisać, a nie mieć lęków przez to, że muszę odpisać. I tak dalej i tak dalej. Warstwowanie małych WYMÓWEK bo inaczej w tym momencie nie mogę nazwać tych rzeczy świadczących ogólnie po prostu o tym, że czułem, że jeszcze nie czas.
Dopiero w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że 90% z tych rzeczy nie stanowi faktycznych "wad" mnie, tylko cechy autystyczne lub te wynikające z depresji, i stawianie ich jako przeszkody do "efektywnego i efektownego" blogowania, to nic innego jak usilne próby dopasowania swojego funkcjonowania pod "zdrowy, neurotypowy" wzorzec "dorosłego człowieka". Chęć zamaskowania tego, z czym mam problem i wrażenie, że kiedy uda mi się już to zamaskować / "wyleczyć" to znak że będzie moment żeby zacząć być osobą bardziej publiczną, bo wtedy i tylko wtedy (gdy nie mam wad) można nią być.
Ten proces myślowy oczywiście dział się we mnie raczej podświadomie niż świadomie, ale uświadomienie go daje mi w sumie dość zaskakujący mnie wniosek, że choć wielokrotnie myślałem, że nie ulegam "maskowaniu", to jednak w dużym stopniu "dążenie do bycia jak zdrowy człowiek" gdzieś mi po głowie chodziło, tak jakby była to jedyna droga, jedyny kierunek rośnięcia.
Jednak nie urosnę. Jednym z ważniejszych uświadomień własnych (i trochę bym podpiął to pod takie zrozumienie siebie po diagnozie) było to, że niektóre moje cechy będą ze mną na stałe, a co za tym idzie niektóre problemy też nie "miną same, z czasem". Oczywiście pomijam tutaj kwestie samego zdrowia psychicznego bo oczywiście że niektóre rzeczy mijają wraz z leczeniem (depresji) i BARDZO SIĘ CIESZĘ ŻE FAKTYCZNIE MIJAJĄ, ale kiedy myślę o samych tych autystycznych cechach, nie depresyjnych, mam wrażenie, że dopóki nie rozumiałem, że jestem autystyczny, cały czas miałem jakieś wyobrażenie że po przekroczeniu jakiejś granicy (nie wiem, wieku 18 lat? 20?) nagle zacznę być bardziej jak inni ludzie. Nie wiem czy było to bardziej wyobrażenie jako przerzucenie na siebie oczekiwań, jakie mogli mieć wobec mnie ludzie, czy po prostu wypadkowa tego, że nie znajdowałem w swoim otoczeniu realnych przykładów ludzi dorosłych, którzy zachowywali się tak jak ja-dziecko, nastolatek. Przez to pojawiało się wyobrażenie, że skoro urośnięci ludzie zachowują się trochę inaczej, to ja też w naturalny sposób się taki stanę.
Tak jak już mówiłem moje odkrywanie autystycznego środowiska internetowego wypadło dość późno (choć wiem, że i tak mam więcej szczęścia niż niektórzy), już po skończonej szkole; a członkowie mojej rodziny wykazujący podobieństwo do mnie też nie byli dla mnie zbyt uświadomionym przykładem, bo nadal nie wiedziałem nic o ich świecie wewnętrznym i świecie z dawniej, często nawet nie rozumiejąc, że mogli mieć podobne problemy - przez ich maskowanie wrzucałem ich do worka "ludzie normalni" (tutaj największym przykładem byłby mój tata, nigdy nie zdiagnozowany i nigdy nawet nie mówiący o sobie, ale z perspektywy czasu widzę na ile było to bycie ściśniętym).
Dopiero lata później, kiedy właśnie dotarło do mnie istnienie (odzywających się, działających na rzecz widoczności) ludzi starszych ode mnie mających podobne do mnie problemy przez CAŁE ŻYCIE, dotarło do mnie, że nie muszę (a wręcz nie mogę) "czekać, aż będę jakiś" bo
a) nigdy nie będę taki jak myślałem że się nagle stanę,
b)już jestem jakiś, ale po swojemu, i właśnie TAKI zostanę już na całe życie.
Ci, którym nie będzie to pasować, i tak nie będą odbiorcami tego co mówię, a bycie TAKIM może być właśnie największą treścią, jaką mogę przekazać.
I z tą właśnie myślą tu przychodzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz